Fascynują mnie książki i proces wydawniczy – to już pewnie wiecie. Jednak proces pisania jest dla mnie kompletną magią. I chociaż przeczytałam masę poradników, poświęconych kreatywnemu pisaniu (a nawet popełniłam artykuł naukowy o podręcznikach kreatywnego pisania autorstwa self-publisherów), zawsze wolałam zaczynać działać, gdy książka jest już napisana. Tym bardziej podziwiam autorów podręczników, mentorów i nauczycieli kreatywnego pisania, którzy w prosty sposób są w stanie pomóc pisarzom stworzyć tekst. Jednym z takich nauczycieli jest Edyta Niewińska. Poznałyśmy się niedawno, dzięki pewnej grupie w Internecie i od razu nawiązałyśmy nić porozumienia. Edyta jest mądrą, kompetentną i czarującą osobą, która wspaniale opowiada o literaturze i uczy, jak zapanować nad procesem twórczym.

Przeprowadziłam z Edytą wywiad. Mówi o sobie, że jest akuszerką i matką chrzestną mocnych opowieści, pisanych sercem. Autorka powieści „Kosowo i „Levante”, prowadzi autorskie kursy pisania. Porozmawiamy o literaturze, kursach pisarskich i procesie pisania.

 

Pisarka

Kiedy zaczęłaś pisać?

Zaczęło się jeszcze w liceum – napisałam wypracowanie, które formą i literackością przerosło wszelkie oczekiwania polonistki. Wypracowanie to trafiło do mojej mamy, która od tej pory chwaliła się wszystkim, że ma taką utalentowaną córkę. A ja pomyślałam, że skoro lubię czytać, a z pisaniem widać też sobie radzę, to może warto zacząć pisać, żeby wyrazić swoje myśli i to, co siedzi w głowie? Ponieważ wraz z grupą znajomych inscenizowaliśmy wówczas w lokalnym domu kultury bajkę Kołakowskiego, w której przypadła mi rola narratora, postanowiłam pisać bajki. Bardzo spodobała mi się ta forma, metaforyczna, pojemna, nieograniczająca, a jednocześnie krótka i konkretna. A że nie lubię pisania do szuflady, zaczęłam pisać bajki dla przyjaciół i znajomych – jako pocieszenie na złamane serce, na młodzieńczą tęsknotę, na rozbudzenie marzeń. Wiem, że niektórzy z moich znajomych dzisiaj czytają te bajki swoim dzieciom. To były moje absolutne początki.

A kiedy zajęłaś się pisaniem „na poważnie”?

Na studiach pisałam już opowiadania. Wysyłałam je do magazynów literackich, większość z nich była publikowana. Podkreślano, że mam ciekawy styl – jeden z redaktorów nazwał go chyba „realną zmysłowością”. I znowu grono znajomych było ważnym elementem mojego pisania – drukowałam kilka kopii każdego napisanego opowiadania i rozdawałam przyjaciółkom. Później dyskutowałyśmy o tym, co je urzekło, co zaskoczyło, co się nie podobało. Stworzyłam sobie taki mały klub dyskusyjny i zarazem grupę wsparcia. Z perspektywy czasu widzę, jak bardzo było to mądre. Nie miałam od kogo uczyć się pisania, więc słuchałam potrzeb i oczekiwań oraz krytyki moich czytelniczek.

Jak wyglądał Twój proces pisania? Czy pomysł na fabułę przyszedł sam?

W pewnym momencie pomyślałam: „No to teraz przyszedł czas na książkę. Nie musi być duża, taka tylko na próbę. Bo w sumie pisanie opowiadań też jest ok”. Na pomysł musiałam zaczekać, ale decyzja i odwaga do pisania już we mnie były, jak solidny fundament. „Kosowo” przyszło do mnie jako niezgoda na pewien typ osobowości, którym obdarzyłam główną bohaterkę powieści. Faktycznie książka nie była długa, ale wciągająca. Zabawiłam się też trochę z narracją, z formą, bo byłam ciekawa, w jaki sposób to zarezonuje w czytelnikach i czy zafunkcjonuje tak, jak sobie to wyobrażałam. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że w tej kwestii wszystko poszło zgodnie z oczekiwaniami. Wtedy upewniłam się, że zawsze powinnam słuchać mojej pisarskiej intuicji.

Kiedy ukończyłam „Kosowo”, ale jeszcze przed znalezieniem wydawcy, przyszedł do mnie pomysł na „Levante”. Wiedziałam już, że muszę pisać, bo jest to mój żywioł i że będę to robić najdłużej, jak się da. Przy procesie kreowania „Levante”, jeszcze zanim usiadłam do pisania, skupiłam się na stworzeniu psychologicznych sylwetek bohaterów, solidnego schematu struktury historii i na warstwie narracyjnej. Dopiero kiedy to wszystko było gotowe i zaplanowane, usiadłam do pisania. Drugą książkę pisałam zatem mniej „na wyczucie”, a bardziej zorganizowanie i systematycznie. To pokazało mi też różnice w tych dwóch podejściach do pisania.

Niewielu pisarzy w Polsce może utrzymać się wyłącznie z pisania. Jak wyglądała Twoja ścieżka zawodowa?

Moja ścieżka zawodowa była burzliwa, niemniej ciekawa. Miałam własną agencję PR, więc moim żywiołem też było słowo. I to nie takie „słowo na sprzedaż”, ale słowo, które kreuje. Wykładałam na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu, prowadziłam szkolenia w ramach grantów UE na uczelniach wyższych, a później zostałam trenerką międzynarodowych organizacji pozarządowych. Kiedy po latach złożyłam sobie w całość doświadczenie pisarskie – nie tylko dotyczące powieści, ale też pisanych przeze mnie artykułów podróżniczych, recenzji książek i wywiadów z pisarzami – z doświadczeniem trenerskim, dotarło do mnie, że mogę wreszcie robić to, o czym tak długo marzyłam – uczyć pisania.

Jaka była recepcja Twoich książek?

Pierwsza powieść, „Kosowo”, została nazwana portretem pokolenia po transformacji. W pewnym środowisku, w którym się obracałam, ludzie zaczęli mówić językiem książki. Ponadto otrzymywałam listy – tradycyjne, jak też mailowe i wiadomości na Facebooku – od czytelników, którzy dzielili się ze mną swoimi przeżyciami związanymi z czytaniem książki. Większość dziękowała za to, że lektura powieści pomogła im dostrzec pewne braki w swoim życiu i coś w nim zmienić. Niektórzy pisali, że książka pozwoliła im zrozumieć i otworzyć się na innych, podobnych do tych, których opisałam w mojej powieści. Również recenzje krytyków literackich były przychylne, a i dziennikarze bardzo polubili „Kosowo” i dopytywali, kiedy wyjdzie kolejna książka. „Levante” z kolei ma inną konstrukcję, jest bardziej wielowymiarowe i zaspokaja potrzeby większej grupy czytelników. Na wydanie „Levante” zebrałam środki poprzez crowdfunding, żeby współfinansować książkę wraz z wydawcą. Akcja była wielkim sukcesem i pokazała, że ludzie cenią mnie jako pisarkę, czekają na moją kolejną książkę, chętnie kupują ją „w ciemno” i polecają znajomym. Również dobrze został odebrany mój styl pisania, który stał się już trochę moim znakiem rozpoznawczym. Jeden z portali, w recenzji o moim opowiadaniu z antologii „Bookopen. Bo po trzydziestce wiele się zmienia”, napisał: „Podobał mi się jeszcze zamykający zbiór tekst Edyty Niewińskiej – pojawiło się tam kilka prostych, a tnących głęboko jak skalpel zdań, jak to u niej bywa”. Często słyszę też od czytelników, że moje książki czyta się „bez przerwy na siku”, co osobiście bardzo lubię, bo oznacza, że są wciągające i nie łatwo się od nich oderwać. Kilkakrotnie też dziękowano mi za to, że książka zmieniła czyjeś życie. Jeden z takich listów mam nawet przy sobie, w Andaluzji. Bo nie ma większej radości i poczucia spełnienia dla pisarza, niż tak ważne, płynące z serca słowa.

Kursy pisania

Więcej informacji na temat kursów Edyty Niewińskiej znajdziesz tutaj www.warsztaty.edytaniewinska.com

Opowiadałaś w trakcie webinaru „Jak napisać i wydać książkę”, że poświęciłaś czas na poszukiwanie wydawcy. Czego nauczyłaś się o literaturze w trakcie procesu wydawniczego?

O literaturze nie nauczyłam się w tym czasie zupełnie niczego. Natomiast nauczyłam się, że książka to też produkt, który ma swoje miejsce na rynku. Szukając wydawcy dla „Kosowa” dowiedziałam się, że książka jest za dobra, zbyt ambitna i że bestsellerem nie będzie, ale mogę za nią dostać co najwyżej nagrodę literacką. Z kolei przy innej książce właściciel wydawnictwa powiedział mi, że jej temat jest zbyt innowatorski, więc jej nie wyda. I wtedy zrozumiałam, że ja i wydawca mamy taki sam cel – wydać dobrą książkę, ale też na niej zarobić. Ja znam się na pisaniu, a potencjał rynkowy moich książek ocenia wydawca. W tym konkretnym przypadku już wiem, że z tym tematem mogę wejść w określoną niszę, zamiast na szeroki rynek. Co mi po tej wiedzy? Wiem, dla kogo będę pisać tę książkę, a taka wiedza jest bezcenna. „Kosowo” z kolei znalazło wydawcę niszowego, który stawiał na ambitną literaturę. Te dwa przykłady pokazały, że z książką trzeba zgłaszać się do wydawnictwa o odpowiednim profilu.

Czy wsparcie wydawnictwa zmieniło Twoje postrzeganie procesu pisania i samej literatury?

Muszę przyznać, że jest mi dość łatwo rozmawiać z wydawcami – sama byłam przedsiębiorcą, więc rozumiem, jakie są ich cele i potrzeby. Wsparcie wydawnictwa w całym procesie tworzenia książki jest w moim przypadku niewielkie – pojawia się tylko na etapie ostatniej redakcji i korekty. Ja zawsze proponuję po swojej stronie projekt okładki, nad którym czuwam do samego końca, i plan promocji książki. Świetnie, jeśli wydawca daje też promocyjnie coś od siebie, bo to bardzo pomaga w zorganizowaniu premiery książki. Najczęściej jednak już na etapie wstępnej rozmowy wydawca oświadcza, że promocji nie będzie, bo książka jest za mało komercyjna.

Wydawanie książki nie ma już nic wspólnego z twórczością, sztuką czy byciem kreatywnym. To jest po prostu kawał solidnej pracy, w której autor – w zależności od tego, czy ma wydawcę, czy zdecydował się na self-publishing – musi myśleć i działać jak przedsiębiorca. I wiem, że w przypadku self-publisherów to właściwie praca na cały etat. Świetnie opowiada o tym Monika Lis w wywiadzie. Osobiście zawsze jestem pełna uznania, bo wiem, ile zaangażowania i wysiłku trzeba w tę pracę włożyć.

Miałaś więc doświadczenie pisarskie i biznesowe. Czy skończyłaś studia kierunkowe związane z literaturoznawstwem?

Z wykształcenia jestem socjologiem, ze specjalizacją socjologia współczesnej kultury i cywilizacji europejskiej. Po studiach magisterskich ukończyłam studia podyplomowe w Instytucie Polonistyki Stosowanej na Uniwersytecie Warszawskim. Dotyczyły one edycji tekstu oraz wystąpień publicznych. Całe moje doświadczenie trenerskie łączy silną podbudowę teoretyczną z metodologią „learning by doing”, z której od zawsze korzystam w pracy trenera międzynarodowych organizacji pozarządowych. Do tego dokładam swoje doświadczenia pisarskie, wiedzę o pisaniu wyniesioną z rozmów i wywiadów ze znanymi pisarzami, które przeprowadzam dla portalu literackiego Zupełnie Inna Opowieść oraz wiedzę, jakiego wsparcia potrzebują osoby piszące niezawodowo.

Gdy prowadzisz kursy pisania – czy ważniejsze jest dla Ciebie doświadczenie, czy zdobyta wiedza?

Moją przewagą nad innymi uczącymi pisania polega na tym, że ja od wielu lat piszę i publikuję, nie tylko powieści. Jestem więc praktykiem umiejącym przełożyć to, czego sama się nauczyłam, na solidny warsztat, z którego cały czas korzystam. To trochę odwieczny dylemat, czy zawierzyć teorii, czy praktyce. Ja staram się łączyć oba te podejścia. Jednak wiedząc, że wszystkie otrzymane przeze mnie propozycje wykładania na uczelniach wyższych, w tym także na uniwersytecie, wynikały z tego, że byłam „zewnętrznym ekspertem” (czyli osobą, która opowiadała o tym, z czym na co dzień miała do czynienia), zrozumiałam jak wielka jest potrzeba, aby uczący mógł poznać osobiste doświadczenie w danym temacie. I chodzi o doświadczenie sukcesów, ale także porażek, o wyciągnięte wnioski i nieustanną naukę. Tylko w ten sposób idziemy do przodu – także ja, jako osoba prowadząca warsztaty, nieustannie się rozwijam.

Co jest najważniejsze w procesie pisania?

Dla mnie najważniejszy jest czytelnik. Ale tylu, ilu autorów, tyle będzie na to pytanie odpowiedzi. Dla jednego najważniejsza będzie możliwość wyrażenia siebie i swoich myśli, dla innego fakt, że może poprzez swoją historię pomóc czytelnikom, dla kogoś zaś, że jego książka ma aspekt edukacyjny. Nie ma lepszego i gorszego podejścia – wszystko zależy od tego, po co piszemy.

Na czym polega Twoja metoda nauczania, którą stosujesz w trakcie kursów?

Przede wszystkim nie korzystam z żadnych popularnych metod uczenia pisania. Wiele osób poleca pisanie od ogółu do szczegółu – tu znana jest metoda płatka śniegu. Inaczej konstruuje się kryminały, inaczej reportaże, inaczej powieści historyczne. Ja nie skupiam się na jednej formie, ale na ekspresji. W mojej metodzie najważniejsza jest autentyczność i spójność przekazu. Uważam, że historia może być surowa, niedoszlifowana – od tego mamy redaktora, by dopracować styl i braki w tekście – ale jeśli jest szczera, poruszająca i ważna, to czytelnik nie pozostanie wobec niej obojętny. Dlatego stawiam na solidne przygotowanie bohatera, struktury powieści i narracji, aby na tej bazie budować swoją własną opowieść.

W moim podejściu łączę wartości artystyczne, solidny warsztat i komercyjny wymiar książki jako produktu rynkowego. Uważam, że w tych trzech obszarach musi być równowaga. Są kursy pisania skonstruowane tak, aby książka się sprzedała – traktujące książkę jako element marketingu i narzędzie do zarabiania pieniędzy. Są kursy pisania literackiego, artystycznego. Ja chcę pokazać, że można te elementy ze sobą połączyć. Wszystko zależy od tego, w jakim celu piszemy książkę i czemu oraz komu ma ona służyć. Widzę, że osoby chcące napisać książkę gubią się w gąszczu sprzecznych ze sobą wskazówek. Chcę im pokazać drogę do osiągnięcia założonego przez nich celu.

Co najbardziej lubisz w trakcie przeprowadzania kursów?

Najbardziej w trakcie prowadzenia kursów lubię ludzkie historie. Bo historia to człowiek, to jego marzenia, tęsknoty, czasem złamane serce, czasem trudny życiorys, czasem pokonane przeciwności losu. Zawsze, zanim zaprzyjaźnimy się trochę z piszącym, na początku będzie opowieść, z którą przyszedł na warsztaty. I to jest wspaniałe, bo nie oceniamy siebie jako ludzi, ale spotykamy się we wszechświecie słów, który zawsze łączy. Wspólna praca daje mi satysfakcję, serce rośnie, kiedy widzę, jak pisane przez uczestników książki nabierają mocy z każdym tygodniem. Wspaniałe jest poczucie bycia akuszerką, kiedy książka już pojawiła się w pełnym kształcie i trzeba zdecydować o jej narodzinach – czy będzie to self-publishing czy współpraca z wydawnictwem. Ten moment niezmiennie budzi we mnie zachwyt.

Uwielbiam zaangażowanie piszących, dlatego daję wsparcie i ogrom wiedzy. To nie jest wiedza tajemna, to jest wiedza wynikająca z praktyki. Dzięki temu, że już ją mam i sprawdziłam wielokrotnie, uczestnicy warsztatów są o kilka milowych kroków do przodu i nie gubią się w domysłach, co najlepiej przysłuży się ich opowieści. Dyskutujemy o tym, wspólnie podejmujemy decyzje. Ja też się przy tym uczę – nowych perspektyw, innego sposobu patrzenia na znaną mi sprawę, a czasem nawet nowych rozwiązań, wypracowanych razem z uczestnikami.

 Kursy pisania

Więcej informacji na temat kursów Edyty Niewińskiej znajdziesz tutaj www.warsztaty.edytaniewinska.com

 

Zapisz się na kurs self-publishingowy dla powieściopisarek

Wyobraź się, że będziesz miała pewność, że samodzielne wydanie książki jest po prostu serią kroków do wykonania. Zrealizujesz je lekko i z pewnością. Wydaj książkę w zgodzie ze swoją wizją, bo czujesz, że masz kontrolę na wszystkimi etapami wydania książki: od redakcji po działania promocyjne. Nikt nie mówi Ci, że Twoja książka ma mieć taką okładkę, a bohater jest do usunięcia. Masz okazję zarobić więcej na wydaniu książki więcej niż w wydawnictwie. Wyobraź sobie, że jesteś dumna z siebie, że zrealizowałaś swoje marzenia!
Sukces jest po Twojej stronie.

Zobacz kurs!