Redakcja. Tajemnicze słowo, które z jednej strony oznacza poprawienie tekstu, a z drugiej kryje też w sobie dużo emocji. W końcu autor, który decyduje się na współpracę z redaktorem, zaprasza go do swojego tekstowego świata i zgadza się, żeby redaktor w nim trochę namieszał.

Na czym polega praca redaktora?

Po pierwsze na uważnej lekturze i poprawianiu. Gdy zasady korekty są nieco jaśniejsze dla wielu – ot, poprawić błędy gramatyczne, ortograficzne, interpunkcyjne i sprawić, żeby tekst był poprawny językowo – z redakcją jest nieco inaczej. Redakcja merytoryczna polega na sprawdzeniu, czy terminy zostały właściwie użyte, przypisy są poprawne, czy tekst jest zgodny ze sztuką i autor nie popełnił błędów merytorycznych. Redaktor prowadzący opiekuje się projektem książkowym, ustala z grafikiem kształt makiety, monitoruje każdy etap pracy (od redakcji językowej po korektę), aby tekst mógł stać się książką.

Z redakcją językową niby sprawa jest prostsza – zadanie polega na poprawieniu tekstu pod kątem językowym, stylistycznym i ujednoliceniu zapisów. Praca redaktora ma sprawić, aby przekaz autora był dla czytelnika zrozumiały. Niby łatwe, ale redakcja tekstu tłumaczonego i tekstu polskiego przebiegają kompletnie inaczej. W tłumaczeniu ważne jest oddanie znaczenia oryginału przy zachowaniu poprawnych konstrukcji (nawet najlepszym tłumaczom zdarzają się kalki językowe), a w wypadku tekstu polskiego… Morze możliwości. Inaczej pracuje się z tekstem naukowym, literackim, biografiączy beletrystyką. Za każdym razem należy dostosować odpowiednio język poprawek do gatunku i stylu autora. Zapomnieć o swoich przyzwyczajeniach językowych i w sposobie pisania autora zmienić zdania na poprawne. Wczuć się w jego sposób wypowiedzi, wrażliwość, aby jak najlepiej oddać, co chce powiedzieć. Długie godziny spędzone nad kilkoma stronami tekstu (a czasem jedną), analizy, szukanie dobrych rozwiązań w słownikach i korpusach. Czasem jest nudno, a czasem redaktor aż się gotuje od emocji. Jak można tak napisać? Albo: znalazłam rozwiązanie, tak!

Redagowanie po mojemu

Zawsze marzyłam o pracy redaktorskiej i cieszę się, że mogę ją wykonywać na własnych zasadach, współpracując ze świetnymi wydawnictwami i jeszcze lepszymi autorami. Czasem zarywając noce, czasem spokojnie popijając kawę nad otwartym plikiem z poprawkami, czasem intensywnie wertując słowniki. Praca redaktora wydawała mi się romantyczna – i taka często jest. W końcu pracujemy nad literaturą, zawsze zawieszoną pomiędzy rynkiem, rozrywką, a sztuką. Wydawała mi się żmudna i jest żmudna, gdy po raz kolejny poprawiam ten sam błąd lub cierpliwie tłumaczę zasady języka polskiego. Wielu mówi, że na redakcji nie można dobrze zarobić. I nie jest to praca przynosząca aż tak duże korzyści materialne, ale jednak pozwalająca na utrzymanie. Jak zawsze w wypadku pracy w kulturze – praca nad materiałem musi nam wynagrodzić inne trudy. Zawsze chętnie będę się jej jednak podejmować. Redaktor bywa też czasem tym złym – zabijającym pomysły, wskazującym na twarde zasady języka, których nie wolno obejść. Kreślącym zdania, wyrzucającym akapity i dopisującym brakujące ogonki. Każdy z nas popełnia błędy (ja też, i dziękuję Marcie K. za wytrwałe sprawdzanie moich tekstów) i nikt nie lubi poprawek. Ale bez redaktora myśl autora może uciec w odmęty niezrozumienia, a dobra praca redaktorska polega na tym, że jej nie widać. Czytelnik z łatwością zapoznaje się z tekstem, nie zastanawiając się, co autor miał na myśli. Podziwiam doświadczonych redaktorów, tych z ogromnym stażem, którzy pewną ręką stawiają poprawki. Za mną wiele poprawionych książek, ale jeszcze więcej przede mną. Z każdym zleceniem uczę się czegoś nowego – o języku, literaturze, współpracy z autorem. Za to lubię tę pracę najbardziej.

W pracy redaktora cenię zwłaszcza bezpośrednią współpracę z autorem. Ostatnio jeden z nich przypomniał mi, że docinanie tekstu do norm gatunkowych jest bez sensu. Że czasem warto pozwolić autorowi popłynąć w ryzykowne kolokacje i zadziwiające zdania, aby nie wycinać tego, co w literaturze najważniejsze – autora i jego dzieła.