Czytaliście kiedyś ustawę z 1994 roku o prawie autorskim? Jest bardzo łatwo dostępna, np. tutaj. Ja czytałam. Czytałam i zdałam, bo miałam wczoraj test z prawa autorskiego w ramach studiów. Zapytacie, jakie to ma znaczenie? Takie, że gdyby nie moja Alma Mater i wykonywany zawód, pewnie nie sięgnęłabym do ustawy. Jest długa, nudna i średnio zrozumiała. Po co ją czytać?

A sięgnąć warto po to, żeby odpowiedzieć sobie na kilka dręczących nas pytań. No, przyznajcie, na pewno zastanawialiście się, co Wam grozi za ściąganie filmów z Internetu (tak, tak wiem, wszyscy używają tylko legalnych kopii). Dla zainteresowanych: artykuł 16 mówi o grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. Jak to przeczytałam, poczułam zimny oddech sprawiedliwości na plecach i „jak psa, jak psa” z „Procesu” Kafki (nie żebym ściągała, ekh).

Kwestia druga, która mnie zawsze zastanawiała: co z pożyczaniem? Książkę można, film też, inne dzieło sztuki – żaden problem, ale co z grą lub e-bookiem? Czy wysyłanie komuś e-booka mailem to już nielegalne rozpowszechnianie (więc łamanie praw autorskich i majątkowych)? Czy instalowanie tej samej gry na innym komputerze to już mikro-zbrodnia? No i właśnie tu jesteśmy w kropce. Ustawa mówi (punkt 2, artykuł 23):

Zakres własnego użytku osobistego obejmuje korzystanie z pojedynczych egzemplarzy utworów przez krąg osób pozostających w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego.

Czyli jasne – pożyczanie książki to nic złego, ale czy skopiowany e-book jest wciąż tym samym pojedynczym egzemplarzem, którym zakupiliśmy? Myślę, że to słaba, ale dość logiczna ew. linia obrony, ale martwi mnie, że ustawa nie odpowiada na to pytanie. Bo nie wiem, czy wysyłając mojej przyjaciółce zakupionego e-booka łamię prawo? Staram się tego nie robić, ponieważ wiem, że autor zarabia na każdym e-booku (albo chociaż powinien), więc każdy zakup jest ważny. Ale jeśli książka jest w formie e-bookowej i papierowej, a ja decyduję się na papier, to czemu nie mogłabym pożyczyć mojego egzemplarza przyjaciółce? To byłoby trochę nie fair, szczególnie, gdy e-booki lubią mieć cenę zbliżoną do książek papierowych.

I kolejna sprawa: np. bazy danych są chronione prawem autorskim (art. 1), grafika jest, ale już sama strona internetowa nie. Ok, nie mówię o stronach na wordpressie, ale np. wymyślane w ramach konkretnej strony (no i aplikacji) funkcjonalności nie są chronione prawem autorskim i majątkowym… Nie rozumiem tego. Czym innym jest skopiowanie fragmentu kodu ze strony, a czym innym skopiowanie sposobu funkcjonowania całego serwisu/aplikacji.

Wydaje mi się, że pewne nowelizacje stanęły w miejscu. Ustawa chroni „dzieła”, które rządziły na rynku jeszcze w 2000 roku. Książki, filmy, audionagrania, muzyka, dzieła sztuki (rzeźby, obrazy itd.), gry komputerowe, bazy danych. Brakuje stron, które czasem są małymi dziełami sztuki, aplikacji i przede wszystkim e-booków. Chciałabym wiedzieć, czy łamię prawo czy nie.

W ustawie można też znaleźć kilka użytecznych informacji. Np.: tylko przez pół roku od momentu obrony pracy dyplomowej uczelnia ma wyłączność na jej wydanie. Później reszta zależy od nas. A gdy umówiony z nami wydawca nie wyda książki do 2 lat – spokojnie możemy uznać, że umowa jest nieaktualna. Tak samo okres ochronny na książkę to 70 lat (od śmierci autora), a na film przypada lat 50. Tworząc fanfik nie naruszamy praw autorskich, ale możemy przypadkowo naruszyć prawa majątkowe.

ZapiszZapisz