Czasem wygląda to tak: powieść już napisana, plik sobie spokojnie leży. I nadchodzi czas na wydawanie. Doświadczeni twórcy mają łatwiej. Wiedzą, czego chcą, czego nie, zwykle mają już plan. Ale osoby, które dopiero zrealizowały swoje marzenie, mogą poczuć dezorientację. Tyle mitów narosło dookoła wydawania. Jest tyle różnych opcji, opinii i sprzecznych informacji. W tym tekście rozwiewam kilka z mitów dotyczących wydawania.

 

W wydawaniu chodzi o twórcę

Jasne, nie mam nic przeciwko hobbystycznemu pisaniu dla przyjemności. Wiesz, czasem nawet sama to robię, jednak wiem, że moje luźne klepanie historii nie ma nic wspólnego z tworzeniem opowieści, która porwie czytelnika. I nie, nie jestem nadmiernie krytyczna wobec siebie. Po prostu czym innym jest pisanie dla frajdy, a czym innym już wydawanie.

Bo gdy wydajesz książkę, miej na uwadze odbiorcę. W końcu on płaci za dostęp do Twojej publikacji, więc spraw, aby była wartościowa. Nie każdy tekst jest gotowy do wydania (czasem trzeba nad nim mocno popracować). Pomyśl o tym tak. Możesz popołudniami robić niesamowite powidła, nawet dzielić się nimi z rodziną oraz przyjaciółmi. Jednak jeśli chcesz wyjść z ich sprzedażą do szerokiego grona (a może nawet poszukać dużej firmy, która wzięłaby Twoją recepturę pod swoje skrzydła), to przepis musi być dopracowany, powidła powinny trafiać w gusta kupujących, a jakość produktu powinna być jak najwyższa.

Wiem, że to mocne uproszczenie i jednak literatura to nie produkcja powideł (i całe szczęście!), ale myślę, że porównanie dobrze oddaje, że za wydawanie można się zabrać, gdy tekst jest po prostu dobry i napisany frontem do odbiorcy.

 

Wydawnictwa nie wydają debiutów

Oj, ile razy słyszałam takie stwierdzenie. Gdybym za każdym razem, gdy je słyszę, dostawała pięć złotych, to… Na pewno moja biblioteka obrosłaby w kilkadziesiąt nowych tomów.

Generalizowanie nigdy nie kończy się dobrze. Jasne, są wydawnictwa, które nie są zainteresowane debiutami. Są też takie, które nie wydają polskich twórców. Albo takie, które nie publikują książek dziecięcych. Każde wydawnictwo ma nieco inny profil, filozofię wydawania i plan wydawniczy na kolejne miesiące lub lata. Ale to nie oznacza, że debiutant nie ma szans na wydanie swojej powieści w wartościowym domu wydawniczym.

Najczęściej pracuję z debiutantami i wiesz co? Oni wydają swoje powieści! Wspomnę chociażby o Gosi Staroście, Jagodzie Ratajczak, Aleksandrze Rak (chociaż ta lista jest o wiele dłuższa). Czasem w dużych wydawnictwach, czasem mniejszych. Ale żadna z tych osób nie płaciła za wydanie, nie musiała przekonywać wydawcy, że nie jest wielbłądem i jako debiutant potrafi pisać. Dobrze przygotowana propozycja, lista wydawców, ogarnięcie jak wygląda rynek i trendy wydawnicze. I wio. Wydali swoje debiuty.

 

Self-publishing jest dla desperatów

Kiedyś takie stwierdzenie mnie irytowało. Teraz przeszłam przez tę fazę i po prostu akceptuję, że wiele osób nie rozumie, na czym self-publishing polega. Więc warto edukować, wyjaśniać, opowiadać (robię to od 10 lat – chyba mam już wprawę). Po krótce – self-publishing to sposób wydania książki, w którym autor staje się jednoosobowym wydawnictwem.

Motywacje do takiego wydania są różne. Ktoś chce wydać tekst odrzucony przez wydawnictwo. Komuś zależy na większym zarobku na każdym sprzedanym egzemplarzu (niż w wydawnictwie). A inna osoba chce zrealizować swoją wizję: wydać co chce, jak chce i kiedy chce.

Jasne, self-publishing zawsze niesie za sobą zagrożenie grafomanią i desperacją. Skoro wydajesz, co chcesz i kiedy chcesz, to oznacza, że nikt Ci nie zabroni wydać źle napisanego tekstu, o słabej jakości edytorskiej, którego w dodatku nie chciało żadne wydawnictwo. Na szczęście wśród niezależnych pisarzy wzrasta świadomość, że skoro oni są odpowiedzialni za ostateczną wersję książki, to też oni dostaną po głowie od czytelników, gdy wydadzą byle co. Dlatego, mam wrażenie, że niektórzy self-publisherzy starają się bardziej niż niektórzy wydawcy (ale oczywiście nie wszyscy pisarze i nie wszyscy wydawcy).

Puenta jest taka, że czasem książki wydane samodzielnie są o wiele bardziej przyjemne dla oka, niż te wydane tradycyjnie (polecam spojrzeć na publikację Cezarego Borowego lub Renaty Lewickiej). I self-publisherów czeka o wiele więcej pracy niż autorów, którzy wydają w wydawnictwie. W końcu muszą zainwestować w wydanie, zająć się całym procesem wydawniczym, promocją i sprzedażą. W takiej sytuacji zapewne większość z nich się zastanowi, czy tekst jest gotowy do wydania i jak zadbać o to, żeby spodobał się czytelnikom.

 

Trzydniowe bezpłatne wyzwanie dla debiutantek – zapisz się!

Odkryj w 3 dni, jak wydać powieść

27-29 października

Kliknij tutaj, żeby się zapisać